POZNAJ NAS LEPIEJ

That's the resin why

Biżuteria z drewna Kraków

INFORMACJE

MENU

14 marca 2020

Pewnie zastanawiacie się czy się przebranżawiamy w blog podróżniczy… Otóż nie. 
Ponieważ bardzo często mówimy Wam, że naszą najważniejszą  muzą i inspiracją jest podróżowanie, to postanowiliśmy, że będziemy się dzielić wrażeniami z wyjazdów. Być może ktoś z Was skorzysta 
i zapozuje na Rodos z naszą ręcznie wykonywaną z drewna i żywicy biżuterią? (Czekamy na zdjęcia: biuro@resinlab.pl)

Ominęła Cię pierwsza część artykułu?  Nic straconego. ZAJRZYJ TUTAJ


Jeśli już wszystko wyjaśnione, to zapraszamy na część drugą naszej przygody na Rodos. Jak wiecie plan mieliśmy napięty (momentami za mocno) i dziś żałujemy, że nie wypożyczyliśmy auta na 3 dni. Byłoby optymalnie. No ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, po prostu musieliśmy się trochę pospieszyć.

Dzień zaczęliśmy od jazdy na południe, tym razem drogą na wschodnim wybrzeżu. Przejechaliśmy przez Kolymbię w kierunku miasteczka i ruin zamku Charaki.

Przypominamy bloga Wyspa Rodos i podrzucamy linki do artykułów o KOLYMBII i CHARAKI.

 

Charaki okazało się maleńką, ale niezwykle urokliwą wioską rybacką z widokiem na morze i górujący nad domami zamek, a raczej jego pozostałości. U samego podnóża ruin możecie zaparkować auto i po kilku minutach znaleźć się na górze. Jest tutaj gorąco i sucho, a jaszczurki i węże, które udało nam się spotkać były (jak na Grecję) pokaźnych rozmiarów. Mimo że uciekały przed nami w popłochu, to polecamy ostrożność i dobre buty. Japonki raczej porzućcie na plaży (albo w bagażniku). Zresztą dotyczy to chyba każdej, poważniejszej niż spacer po plaży, wycieczki. 

Obok Charaki znajduje się kameralna, piękna plaża Agathi, nazywana też Golden Sand, gdzie postanowiliśmy chwilę odetchnąć i złapać trochę słońca.

 

 

Nie zabawiliśmy tam długo, szczególnie, że w kolejnym punktem w planie była… znowu plaża. Tym razem spektakularna, bardzo znana Tsambika. Sporty wodne, dwa dmuchane place zabaw na wodzie, bary

i knajpki oraz bezpieczne zejście do wody. Bardzo długa płycizna, gładki piasek, niewielkie fale i opieka ratowników sprawiają, że to plaża odpowiednia dla dzieci i tych, którzy w wodzie nie czują się za pewnie.

Jeśli lubicie nurkować/snurkować to odkryliśmy tutaj niewielką gratkę dla miłośników maski i rurki. Samo dno na całej szerokości plaży nie oferuje nic specjalnie ciekawego, ale po prawej stronie w niewielkiej odległości od brzegu znajdziecie skałkę. W wodzie wygląda jak rzucona zupełnym przypadkiem na piasek. Przy tej skałce ulokował się cały przegląd morskiego życia na Rodos. Bujnie porośnięta i zamieszkana przez mnóstwo pięknych rybek robi niesamowite wrażenie. M.in. dlatego, że podczas dopływania do niej widzimy tylko piasek, piasek i… piasek.
Będąc na Tsambice zlokalizujecie rzeczoną skałkę bez problemu - widać ją nawet na naszych zdjęciach

z góry.

 

 

A propos tych właśnie zdjęć. Żeby dotrzeć do najpiękniejszego widoku na wyspie trzeba cofnąć się do głównej drogi i przejechać dosłownie kawałek w stronę Rodos (na północ), aby dotrzeć do drogowskazu na Panagia Tsambika. Jest to klasztor w którego skład wchodzą dwa budynki i jeden z nich – ten na górze to punkt obowiązkowy, a naszym subiektywnym zdaniem coś, co na Rodos koniecznie trzeba zobaczyć. Piechotą jest to spora wyprawa, a jeśli jesteśmy mobilni, to lwią część trasy pokonujemy w komfortowych warunkach. Po pozostawieniu samochodu na parkingu i tak czeka nas jeszcze 300 betonowych stopni do przejścia. Dla słabszych kondycyjnie są poręcze i usytuowane w cieniu ławeczki. Czy samochodem, czy piechotą - WARTO! Widoki z góry są spektakularne, a sam kościółek robi niesamowite wrażenie. Dla Greków jest to miejsce szczególne jeszcze z jednego powodu. Pielgrzymują tam kobiety i pary, które bezskutecznie starają się o dziecko. W kościółku zapalają świeczkę, prosząc

o cud poczęcia. Tradycja nakazuje, że jeśli do niego dojdzie dziecko otrzyma imię Tsambika lub Tsambikos (hmmm :) ).

 

 

Po drodze do kolejnej atrakcji mieliśmy możliwość zahaczenia o hotel więc postanowiliśmy zjeść obiad

„u siebie”, odświeżyć się i dopiero ruszyć dalej w stronę Kalithea Therms/Springs. O tym dlaczego lepiej nie sugerować się słowem TERMY w nazwie napiszemy za chwilę. Jadąc od Afandou, na północ, w stronę Rodos, Kalithea znajduje się za Faliraki, po prawej stronie drogi. Mimo że dobrze oznaczona, to udało nam się przegapić zjazd. Samochód można zostawić na darmowym parkingu, a za wstęp zapłacicie 3 euro od osoby. U nas nastąpiło chwilowe zdziwienie, kiedy zapłaciliśmy po 2 euro ale doszliśmy do wniosku, że być może po południu kwota już jest niższa niż za cały dzień. Przekraczając bramę kompleksu już wiedzieliśmy, że nie będziemy żałować. Źródła lecznicze, które po wojnie popadły w całkowite zapomnienie, po renowacji zyskały całkowicie nowy wymiar. Odnowiono wszystkie budynki w kompleksie, wybudowano kawiarnie, zaprojektowano ogrody i infrastrukturę plażową.

 

 

 


Zwiedzając budynki term poznaliśmy powód naszej zniżki na wstęp. Spora część obiektu była zamknięta ze względu na odbywający się tam ślub :). Krótką chwilę pozazdrościliśmy parze młodej miejsca zaślubin (ale będą mieć zdjęcia!) i poszliśmy szukać miejsca na kąpiel.  Po wybraniu sympatycznej skałki wskoczyliśmy do wody… a tak naprawdę znaleźliśmy pomost z drabinką i weszliśmy do morza w odpowiedzialny sposób. I całe szczęście! Ku naszemu zdziwieniu i wbrew panującej opinii, że to gorące źródła – woda była lodowata! Zdecydowanie zimniejsza niż gdziekolwiek na wyspie. Mimo że kąpiel była bardzo przyjemna, to do Kalithei absolutnie nie pasuje nazwa termy... brrrr. 
Podsumowując – polecamy! Miejsce jest pełne uroku i warte nawet całego dnia (my nie mieliśmy tyle czasu).

 

 

 

Ostatnim punktem na trasie samochodowej było Anthony Quinn Bay, czyli zatoka nazwana na cześć aktora, który w nagradzanym  filmie „Działa Nawarony” zagrał jedną z głównych ról. Spora część filmu została nakręcona właśnie w tej zatoce, co przyczyniło się do promocji wyspy Rodos.
To miejsce bardzo popularne wśród turystów i nie ma co się dziwić. Nie jest to „nudna” plaża tylko bardzo ciekawy teren, szczególnie dla drużyny maski i rurki :) Mnóstwo skałek, zatoczek, miejsca do skakania
i wyznaczone miejsca do sportów wodnych sprawiają, że dla aktywnych jest to wymarzone miejsce na całodzienny wypoczynek. My nie mieliśmy już wiele czasu (zimna woda w Kalithei = burczenie w brzuchu, a dodatkowo o 20.00 musieliśmy oddać auto, z którym zdążyliśmy się już zżyć) więc postanowiliśmy, że wrócimy tutaj autobusem. SPOILER ALERT – nie wróciliśmy…

 

 

 

 

PODRÓŻNICZE INSPIRACJE - RODOS CZ. II

RESIN LAB. Biżuteria z drewna i żywicy Kraków